Firlejów czyli Nowe Ateny. Miasto księdza Benedykta Chmielowskiego
Szanowny Czytelniku!
To tylko jeden z moich niezliczonych tekstów, który udostępniam tutaj nieodpłatnie. Niektóre stanowią fragmenty moich książek, artykułów i esejów, inne zaś zostały opublikowane po raz pierwszy. Jeżeli chcesz, żeby tekstów było więcej wesprzyj proszę moją pracę wpłacając dowolną kwotę na numer konta podany poniżej. Nigdy nie zapominaj o prawach autorskich, zawsze podaj dokładne źródło, zaś cytując dłuższy fragment poproś autora o zgodę. Prawa autorskie dotyczą również wielu materiałów ilustracyjnych – w razie wątpliwości skontaktuj się ze mną na wojciechpaszynski@wp.pl
Najserdeczniej dziękuję za wszelką okazaną pomoc i życzę przyjemnej lektury.
Wojciech Paszyński
Dane do wpłaty:
87 1870 1045 2078 1061 9422 0001
Wpłaty można również dokonywać w walucie Euro:
60 1870 1045 2078 1061 9422 0002
Firlejów (obecnie ukraińska wieś Łypiwka [Lipówka]) był niewielkim miasteczkiem położonym 17 km od Przemyślan nad rzeką Gniła Lipa (dopływ Dniestru). Nazwa pochodzi od Jana Firleja, który założył je w XVI wieku. Liczba mieszkańców do końca XIX stulecia nie przekroczyła tysiąca osób. Samych katolików było tu mniej niż połowa, resztę zaś stanowili grekokatolicy, którzy także posiadali własną parafię oraz Żydzi. Parafia rzymskokatolicka została ufundowana w 1573 roku przez Mikołaja Narajowskiego. Należało do niej trzynaście miejscowości.
Parafia firlejowska zaliczała się ongiś do stosunkowo zamożnych. Na jej uposażenie składały się 3 łany i piętnastu poddanych. Do tego dochodziły jeszcze dziesięciny i pomniejsze ulgi. Aczkolwiek po wojnach szwedzkich parafia, podobnie jak całe miasteczko, bardzo podupadła. Na jej zubożenie, już w czasach zawiadywania nią przez Chmielowskiego, dodatkowo wpłynęły klęski głodu z 1739 i 1744 roku. Tak sam duchowny przedstawia swoje domowe expensa w jednej z wielu wierszowanych inskrypcji, którymi ozdobił on parafię firlejowską:
„Na ubogiey owczarni siedzę pasterz chudy,
Maiąc oblig koło dusz, znosić prace, trudy;
Achoć prowent ubogi, będąc wszystkim szczery,
Ciągnę się jako strona, nie kurczę jak sknery,
Zrachowawszy expensę kościelną, domową,
Ledwię się w rok obeydę kwotą tysiącową”
(B. Chmielowski, Nowe Ateny…, cz. III, Lwów 1754, s. 539)
Pogorszenie sytuacji materialnej parafii, w połączeniu z innymi niepowodzeniami w karierze duchownej (o czym będzie jeszcze mowa), wedle sugestii Rybickiej–Nowackiej mogły przyczynić się do przedwczesnej śmierci księdza. Jak zauważa ona: „jego rówieśnik Stanisław Konarski przeżył go o 10 lat”. Uczona podkreśla jednak, że stan finansów Chmielowskiego nie był na tyle zły, „by go nie było stać na wydanie własnym sumptem części Nowych Aten oraz na różnego rodzaju inwestycje […] [jak] założony przy kościele szpitalik”.
Jeśli wierzyć źródłom, Chmielowski był wzorowym duszpasterzem. Jak wspomniałem powyżej, mimo nienajlepszej sytuacji materialnej, nie szczędził środków na rozwój parafii. Duchowny odremontował kościół, „sprowadził do niego organy [a także], kotły, bębny i moździerze”. Założył również dom dla ubogich, który istniał przeszło sto lat, a na organizowane przez niego uroczyste nabożeństwa „w dnie odpustu zjeżdżały się tłumy parafian”. Dla przykładu podczas odpustu z okazji dnia św. Stanisława tłumy miały być tak wielkie, że kamienna balustrada, mieszcząca się przed wielkim ołtarzem uległa zniszczeniu. Szczególnie chwalebny dla naszego księdza i świadczący o jego niebywałej skromności był praktykowany przez niego zwyczaj zapraszania do stołu najuboższych parafian. Wedle słów badaczki Rybickiej–Nowackiej ów zwyczaj był dość powszechny w tamtych czasach, aczkolwiek „fakt” ów nie powinien wpływać ujemnie na nasz osąd szczerości intencji duchownego. Zebrane, zaś powyżej skąpe wzmianki o działalności duszpasterskiej świadczą o tej szczerości najdobitniej, składając się na obraz wzorowego proboszcza i w ogóle kapłana.
Chmielowski miał także świadomość, że przebywając w prowincjonalnym Firlejowie pozostaje z dala od głównego naukowego nurtu. Używając ciekawego porównania pisze, że mieszkał tam niczym Diogenes w swojej beczce, „odcięty od obcowania z światem uczonym”. Duchowny był więc do pewnego stopnia świadomy własnych ograniczeń, a jego serce przepełniała skromność i pokora.
Wojciech Paszyński
III Millenium 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Tekst stanowi fragment artykułu Wojciecha Paszyńskiego, który ukazał się na łamach czasopisma naukowego Nasza Przeszłość