Starcie tytanów. Grecja vs Persja
Szanowny Czytelniku!
To tylko jeden z moich niezliczonych tekstów,
który udostępniam tutaj nieodpłatnie. Niektóre stanowią fragmenty moich
książek, artykułów i esejów, inne zaś zostały opublikowane po raz
pierwszy. Jeżeli chcesz, żeby tekstów było więcej wesprzyj proszę moją
pracę wpłacając dowolną kwotę na numer konta podany poniżej. Nigdy nie
zapominaj o prawach autorskich, zawsze podaj dokładne źródło, zaś
cytując dłuższy fragment poproś autora o zgodę. Prawa autorskie dotyczą
również wielu materiałów ilustracyjnych – w razie wątpliwości skontaktuj
się ze mną na wojciechpaszynski@wp.pl
Najserdeczniej dziękuję za wszelką okazaną pomoc i życzę przyjemnej lektury.
Wojciech Paszyński
Dane do wpłaty:
87 1870 1045 2078 1061 9422 0001
Wpłaty można również dokonywać w walucie Euro:
60 1870 1045 2078 1061 9422 0002
Pierwsze zetknięcie Greków z Persją nastąpiło w końcowej fazie Wielkiej Kolonizacji. W połowie VI wieku, bowiem ruch kolonizacyjny zaczął słabnąć, a jednym z czynników przyśpieszających ten proces był gwałtowny rozwój imperium perskiego. Persowie poparli odwiecznych wrogów Grecji – Fenicjan oraz wykorzystując słabość i rozdrobnienie świata helleńskiego opanowali najbardziej rozwiniętą jego część – Jonię. Grecy pogrążyli się w ciężkich walkach obronnych z potęgą kartagińską na zachodzie, która zagarnęła większość Sycylii i Hiszpanii oraz potęgą perską na Wschodzie, która wchłonęła Azję Mniejszą, zagrażając samej Grecji macierzystej.
Historia konfliktu między Wschodem, a Zachodem, reprezentowanym przez Helladę ma dość długą historię. Ojciec historii – Herodot z Halikarnasu całą winą za jego początek obarcza Fenicjan, którzy przybywszy do Argos mieli uprowadzić królewnę Io, którą wywieźli następnie do Egiptu. Jak czytamy dalej Grecy mszcząc się za to porwali, z kolei księżniczkę Europę z syryjskiego Tyru. W ten sposób rachunki zostały wyrównane. Względna równowaga trwała do momentu, kiedy za sprawą porwania Heleny przez królewicza Parysa rozgorzała wojna trojańska, która doprowadziła do zniszczenia potęgi Priama. Persowie od tego momentu datują swoją nienawiść do Greków, bowiem Azję Przednią i zamieszkujące je ludy zawsze uważali za swoją domenę wpływów.
Zostawmy jednak legendarne czasy achajskie, zwane przez Hellenów Wiekiem Brązowym i przenieśmy się na powrót do wieku VI. Na początku tego stulecia Grecy osiągnęli największy rozwój terytorialny. Jedynymi ich konkurentami byli Fenicjanie. Wkrótce, jednak miało się to zmienić. W roku 558 tron perski objął pochodzący z rodu Achemenidów Cyrus II Starszy przez potomnych zwany Wielkim. Persowie formalnie podlegali wówczas Medii, ale zależność ta ograniczała się zapewne do dostarczania pomocy wojskowej. Zresztą różnice między plemionami były z całą pewnością nieznaczne. W bliżej nieznanych okolicznościach Cyrus zdołał poderwać Persów do walki z Medami. Wg Herodota król miał znęcić swoich poddanych perspektywą wielkich bogactw, które zdobyliby na dotychczasowych hegemonach. Plany, które poparła także część Medów zostały uwieńczone sukcesem w postaci zwycięstwa nad medyjskim królem Astyagesem.
Panowanie Cyrusa (558-529) to okres wielkiej ekspansji terytorialnej, która doprowadziła do opanowania na zachodzie lidyjskiego państwa Krezusa. Ten słynący z niesłychanych bogactw król przekonany był jak podaje Herodot, że jest najszczęśliwszym z wszystkich ludzi. W ten sposób – jak dowodzi ojciec historii – zgrzeszył on pośrednio hybris – czyli pychą. Bogowie, zaś zawsze byli zawistni o ludzkie szczęście. Krezus w wyniku konfliktu z Persją utracił swoje potężne państwo, ale zachował życie i odtąd radą służył wielkiemu Cyrusowi.
W wyniku zaanektowania Azji Mniejszej, której wybrzeża od wieków zamieszkane były przez Greków, nastąpiło zetknięcie się dwóch żywiołów – helleńskiego i persko-medyjskiego. Było to pierwsze tak bliskie spotkanie obu kultur. Co z tego miało w przyszłości wyniknąć i jakie opinie panowały wśród Greków na temat obcych przybyszów?
Grecy byli ksenofobami. Mimo dużego rozdrobnienia politycznego i konfliktów samych siebie nazywali Hellenami, zaś mieszkańców pozostałych ziem określali pogardliwym mianem barbaros (gr. βάρβαρος). Wyjątkiem w tym względzie nie byli Persowie, których despotyzm i imperializm budził tym silniejszą pogardę i nienawiść miłujących nade wszystko wolność Greków. Jak się, jednak wkrótce przekonamy konflikt z barbarzyńskimi Persami i Medami przyczynił się w znacznym stopniu do zbudowania tożsamości greckiej.
Schyłek epoki kolonialnej ujawnił słabość Greków. Żywioł helleński zjednoczony pod berłem jednego silnego człowieka bez wątpienia stanowiłby ogromną siłę, zdolną wstrząsnąć posadami świata. Aczkolwiek ciasny partykularyzm Greków, ograniczający się do nieraz bardzo małego polis uniemożliwiał wszelkie próby unifikacji, a tym samym pełnego rozwinięcia skrzydeł. To rozbicie na niezliczone państwa-miasta było przyczyną słabości świata greckiego. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wschodnie wybrzeże Azji Mniejszej opanował najpierw Krezus, zaś po jego klęsce w walce z Cyrusem, weszło ono wraz z Lidią w skład uniwersalnej monarchii perskiej (546). Spotkały się w ten sposób dwa światy w okresie swojej największej ekspresji. Musiało się to zakończyć wielkim konfliktem. Okres walki Hellenów o niezawisłość swojej ojczyzny przeszedł do historii pod nazwą Wojen perskich (499-478).
Po zajęciu Jonii Persowie narzucili jej jako formę rządów tyranię, będącą najbliższą ich monarchii despotycznej. Było to dla zdobywców najbardziej wygodne i praktyczne rozwiązanie. Oddając rządy w danym polis lokalnemu wielmoży ku niemu kierowali niechęć poddanych. On sam, zaś świadomy swego wyobcowania i za wszelką cenę pragnący utrzymać władzę był tym gorliwszym zwolennikiem rządów perskiego okupanta, będącego gwarantem jego panowania. Ze względu na niepopularność tyranii, która będąc anachroniczna zaczęła już wymierać w samej Grecji właściwej, na wybrzeżu małoazjatyckim utrzymywał się cały czas stan wysokiego napięcia. Z początku stosunki między Jonami, a Persami były nie gorsze od tych, które panowały za rządów Krezusa, ale za czasów Dariusza I, zwanego wielkim uległy one znacznemu pogorszeniu. Władca ten co prawda szanował helleńskie obyczaje i otaczał opieką miejscowe kulty (m.in. napis z Magnezji świadczy, że chronił kapłanów Apollina przed ingerencją swoich funkcjonariuszy), ale prowadził rządy twardej ręki, zakładając liczne garnizony, pobierając wysokie daniny i wspierając tyranię. Nie należy, jednak sądzić że sytuacja gospodarcza Jonii uległa pogorszeniu w stosunku do czasów Krezusa. Jednolity system monetarny (złota darejka) oraz budowa sieci dróg mogła jońskiemu handlowi wyjść tylko na dobre. Król królów – taki tytuł przysługiwał perskiemu władcy – traktował Greków mimo wszystko jako poddanych, nawet nie podtrzymując ich fikcyjnej autonomii, respektowanej przez Krezusa. Helleńskie poczucie niezawisłości zostało w ten sposób głęboko urażone. Relacje grecko-perskie uległy zaostrzeniu po wyprawie Dariusza przeciwko Scytom (ok. 512). Zakończyła się ona, co prawda niepowodzeniem, ale w rękach Persów znalazło się wiele koloni greckich nad Bosforem i Hellespontem. W ten sposób zaczęli oni kontrolować ważną drogę handlową między Morzem Czarnym, a Morzem Egejskim. W tych okolicznościach niezadowolenie Greków małoazjatyckich sięgnęło zenitu i zakończyło się ich zbrojnym powstaniem przeciwko okupantowi. Bezpośrednie przyczyny wybuchu ruchu niepodległościowego nie są znane, ale wiązać je należy z umiłowaniem helleńskiego ideału wolności i wrogością względem monarchii perskiej, będącej jego zaprzeczeniem.
Powstanie Jonów (499-494) rozpoczęło się w Milecie od obalenia tamtejszych tyranów. Wkrótce za jego przykładem poszły inne miasta. Jonowie liczyli na pomoc Grecji właściwej, ale spotkało ich z jej strony rozczarowanie. Horyzont polityczny Greków ograniczał się, bowiem do niewielkiego polis i nie widzieli oni korzyści w udzieleniu pomocy swoim wschodnim pobratymcom. Jedynie Ateńczycy – również wywodzący się z plemienia Jonów oraz Eretria wsparli militarnie powstanie. Rebelianci nie mieli jednego planu i byli skłóceni wewnętrznie, co zaważyło na przebiegu walk. Po opuszczeniu przez Ateńczyków (498), którzy dotarli tylko do Sardes, gdzie spalili świątynię małoazjatyckiej bogini Kybele, Jonowie pozostali zdani tylko na własne siły. Mimo to wsparci przez Greków z kolonii eolskich bronili się jeszcze cztery lata nim w 494 Persowie zdołali opanować sytuację. Powstanie zakończyło się zdobyciem Miletu, który wg Herodota został zrównany z ziemią. Grecy nie przelali, jednak krwi na darmo. Dariusz nie chcąc, bowiem dalszego zaostrzenia stosunków nie przywrócił w miastach jońskich tyranii pozostawiając władzę w rękach ludu.
Po uśmierzeniu buntu i zaprowadzeniu ogólnego ładu Persowie zdecydowali się wyruszyć na Grecję, by umocnić swoje panowanie w Europie, mocno nadwątlone powstaniem. Mało prawdopodobne wydaje się, natomiast by celem ich był od początku podbój Grecji, jak to utrzymywali później Ateńczycy. Wyprawa pod wodzą Mardoniusza (492) zakończyła się bardzo niefortunnie. Flota perska rozbiła się u przylądka Athos, zaś sama armia została bardzo mocno osłabiona atakami Traków. W tych okolicznościach zarządzono odwrót.
Zarówno powstanie Jonów, jak i owa klęska nie wywołały większego wrażenia w imperium. Z punktu widzenia Persów, bowiem wydarzenia te, rozgrywające się gdzieś na zachodnich rubieżach imperium, miały charakter drugorzędny. Podobna sytuacja panowała w Grecji, gdzie poszczególne polis były zbyt zaabsorbowane własnymi sprawami, żeby ocenić powagę sytuacji, z którą wiązało się zagrożenie ich własnego bytu państwowego. Mimo całego stosunku do zaistniałych wydarzeń w państwie perskim Król królów musiał jednak ukarać Ateny i Eretrię za pomoc okazaną rebeliantom oraz spalenie świątyni Kybele. Zorganizowana w tym celu wyprawa zakończyła się na polach maratonu (490) wielkim zwycięstwem ateńskim. Zwycięstwem bardzo w późniejszych czasach wyolbrzymianym przez grecką propagandę, ale mającym duże znaczenie moralne. Hellenowie po raz pierwszy, bowiem zmierzyli się z armią perską – czy choćby jej cząstką – w otwartym polu odnosząc wspaniałe zwycięstwo.
Na wieść o porażce Dariusz rozpoczął przygotowania do wyprawy mającej na celu podbój całej Grecji. Zamiarom Króla Królów przeszkodziła, jednak przedwczesna śmierć. Jego następca Kserkses kontynuował te plany zarządzając powszechną mobilizację sił. Helladę ogarnął strach. Jedynie 31 polis odważyło się zawiązać ogólnogrecką ligę. Tymczasem Tesalia i Beocja zdradziła zaś sama wyrocznia delficka stała po stronie Persów. Najeźdźcy bez strat opanowali Tesalię, ale na skutek burzy część ich floty uległa zniszczeniu. Straty te uniemożliwiły im uzyskanie większej przewagi w starciu z ateńską flotą u przylądka Artemizjon. Wkrótce, jednak zadali Grekom druzgocącą klęskę w wąwozie termopilskim (480 r.) i zdawali się być o krok od ostatecznego zwycięstwa. Pozostawała, jednak flota grecka zgromadzona u wybrzeży wyspy Salaminy. Tam Temistokles, będący motorem działań poprowadził Hellenów do decydującej bitwy. Wielki wódz, który z początku jako jeden z nielicznych wierzył w możliwość zwycięstwa, zdołał natknąć pozostałych swym niezłomnym duchem walki. Pierwszy spośród słynnej trójcy dramatu greckiego – Ajschylos; tak w sposób poetycki przedstawił okrzyki, którymi zagrzewali się do boju greccy żołnierze:
Za groby przodków! Dziś się bój o wszystko toczy!”
Grecy walczyli, więc o „wszystko co najdroższe” i dobrze wiedzieli, że nie mają nic do stracenia. Przebieg bitwy znamy dzięki Herodotowi, wg którego o klęsce Persów przesądziły ciężkie i mało zwrotne okręty, które w wąskiej cieśninie nie miały szans z zwinniejszymi statkami greckimi. Obraz grozy i zniszczenia przedstawił bardzo sugestywnie Ajschylos: „krzyki, jęki rozpaczliwe po całym się dokoła rozlegały morzu, aż noc czarna zapadła i ucichło wszystko”.
Pomimo zniszczenia większej części floty perskiej sytuacja na lądzie dalej pozostawała nie rozstrzygnięta. Kserkses na wieść o powstaniu w Babilonii, wycofuje się do Azji będąc pierwszym i zarazem ostatnim królem perskim, któremu udało wkroczyć się na ziemie greckie. W Tesalii pozostawia on, jednak doborowe wojska pod wodzą Mardoniusza, które doszczętnie niszczą Ateny. Grecy stawili opór najeźdźcom pod Platejami (479), gdzie zadali im druzgocącą klęskę, zmuszając do ostatecznego odwrotu. Teraz inicjatywa leżała po stronie Hellady. W zwycięskim pochodzie Grecy przeprawiają się do Azji mniejszej, gdzie rozbijają pod Mykale wojska Wielkiego Króla. Rok później Ateńczycy likwidują w Sestos ostatni garnizon perski na terenie Europy.
Wojny perskie – czy też medyjskie jak je nazywali sami Grecy – przyczyniły się do utrwalenia poczucia własnej tożsamości narodowej przez Hellenów, wyzwolonych spod perskiej dominacji. Hellada – ich ojczyzna – jawiła się im jako kraina wolności, piękna i mądrości. Przeciwstawiana jej Persja, zaś miała być siedzibą niewolnictwa, tyranii i ciemnoty. Tak oddał te uczucia Ajschylos, wkładając je w usta Królowej Persji w tragedii – „Persowie”. Jej akcja rozgrywa się w pałacu w Suzie, gdzie dotarła wieść o klęsce Kserksesa I pod Salaminą w 480 roku.
Chór: Gdyby padł, do nóg króla padłaby Hellada.
Chór: Nie ma tam niewolników, poddanych ni pana.
Można powiedzieć, że to w tym czasie w Grecji narodził się pokutujący przez następne stulecia i rozwijający się w wielu wariantach mit o dzikim, zacofanym kulturalnie Wschodzie. Dopiero XIX-wieczne odkrycia archeologiczne pozwoliły w pełni obalić liczne przesądy na ten temat. W końcu to na Wschodzie narodziła się cywilizacja, która promieniowała potem na uboższe kulturalnie ludy Zachodu. Jednakże takie powiedzenia jak „piramidalne głupstwo” nawiązujące do wznoszenia kolosalnych budowli propagandowych, kosztem niewolniczej pracy ludności i marnotrawstwa zasobów, świadczą o bardzo mocnym zakorzenieniu się takich przekonań w naszej kulturze. Powstały w Grecji, a upowszechniony przez Rzymian jest on wiecznie żywy zaś powszechna skłonność do uogólnień długo będzie jeszcze przyczyną upatrywania na Wschodzie siedziby despotyzmu i zacofania. Należy również pamiętać, że eurocentryzm – na pozór twór epoki kolonialnej – też ma korzenie greckie, a wyrósł on właśnie na gruncie konfliktu z Persami.
Epilog
Przegrana Persji w wojnach medyjskich nie oznaczała, bynajmniej wycofania się imperium z uczestniczenia w życiu Grecji. Dalej wschodnia połowa świata greckiego znajdowała się pod okupacją lub w strefie oddziaływań monarchii Achemenidów. Grecy z archipelagu egejskiego w poczuciu zagrożenia ponownym najazdem zawarli przymierze z Atenami organizując Związek delijski pod ich przewodem. Miasta Egei, zaś zaczęły szukać oparcia w Sparcie. Wkrótce ustaliła się chwiejna równowaga sił, gdzie Ateny panowały na morzu, a Sparta na lądzie. Aczkolwiek dążenia imperialistyczne obu mocarstw nieuchronnie prowadzić musiały do konfliktu. Największy z nich przeszedł do historiografii jako wojna peloponeska (431-404). Persowie również zaangażowali się w ten konflikt wspierając to jedną, to drugą ze stron. Ostatecznie zwyciężyła Sparta zaś pokonane i upokorzone Ateny nigdy już nie odzyskały dawnej świetności.
W Persji istniało duże zapotrzebowanie na greckie wojska najemne. Król królów niejednokrotnie musiał się odwoływać do ich pomocy w tłumieniu rozlicznych zamieszek i buntów, których nie brakowało w olbrzymim imperium. Podczas powstania w Egipcie, greckich najemników używał zarówno perski monarcha jak i faraon. Z ich usług korzystali również satrapowie. Najsłynniejszym konfliktem, w którym wykorzystano płatnych greckich żołnierzy była słynna Wyprawa Dziesięciu Tysięcy, którą Ksenofont, będący jednym z wodzów, uwiecznił w dziele Anabaza.
W okresie od końca wojny peloponeskiej (404 r. przed Chr.) do objęcia tronu przez Filipa Macedońskiego (356 r. przed Chr.) Grecję rozdzierają rozwlekłe bratobójcze walki. O supremację na półwyspie walczą trzy najpotężniejsze polis – Ateny, Sparta i Teby. Zwłaszcza te dwa ostatnie nie szczędzą sił i środków i nie wahają się nawet upokorzyć przed Wielkim Królem, żeby tylko zrealizować plan podporządkowania sobie całej Hellady. Działania te, prowadzone wbrew silnemu nurtowi panhelleńskiemu (o czym świadczy ówczesna literatura) kierowane były tylko ślepymi egoistycznymi pobudkami poszczególnych państewek. W ich wyniku rozbita i osłabiona Grecja nie była w stanie stawić czoła nowemu zagrożeniu, które tym razem nie leżało na Wschodzie, lecz w sąsiedniej Macedonii.
Wojciech Paszyński
III Millenium 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone.